Gorce – z noclegiem na Turbaczu chodziły mi po głowie już od jakiego czasu, a w zasadzie od kiedy w Beskidzie Sądeckim nocowałam w schronisku na Przehybie. Miałam ochotę na powtórkę – z zachodem i wschodem słońca w jednym miejscu.
W związku z tym, że umówiliśmy się ze znajomymi w Lubomierzu, wybraliśmy żółty szlak z Lubomierza – Rzeki przez Kudłoń i Borek, żeby wrócić czerwonym, zielonym i na końcu niebieskim przez Halę Długą, Jaworzynę i Gorc z wieżą widokową na szczycie.
Do Lubomierza dotarliśmy coś około 13 i po przepakowaniu plecaków ruszyliśmy w trasę. Dzień był naprawdę piękny a słońce cudnie przygrzewało. Nic więc dziwnego, że szliśmy leniwie, często robiąc postoje i opróżniając zawartości naszych butelek 😉
Szlak zaczyna się po drugiej stronie parkingu, niedaleko przystanku autobusowego Lubomierz-Przysłop i wprowadza dróżką w las. Co jakiś czas las otwiera się na polany, jednak nie maleńkie poletka, a spore połacie traw, z których rozciągają się widoki na wszystkie strony. Wszystkie po kolei aż się proszą, żeby się na nich rozsiąść i rozkoszować grzejącym słońcem i zapachem traw.
Pomimo tego, że ruszyliśmy ok 13, a cały szlak powinniśmy przejść w ok 4,5 godz., gdy dochodziliśmy na Czoło Turbacza słońce było już dość nisko. Jeszcze pół godz. wcześniej wydawało się, że z zachodu nic nie będzie, bo prawie całe niebo pokryło się chmurami, jednak niebo postanowiło sprawić nam niespodziankę. Chmury powoli się rozchodziły, a słońce zaczęło cudnie podświetlać je od spodu prezentując nam piękny spektakl.
Pierwotnie mieliśmy zamiar zameldować się w schronisku, coś zjeść i dopiero wtedy ruszyć na Turbacz, żeby z samego szczytu obserwować zachodzące słońce. Niestety, gdy zobaczyliśmy kolejkę, zrezygnowaliśmy i od razu ruszyliśmy na szczyt, żeby nie przegapić zachodu. A byłoby ogromnie szkoda, bo choć osobiście wolę wschody, to jednak ten wieczór był niesamowity, a cudowne, ciepłe światło słońca i przede wszystkim przepięknie podświetlone chmury nie pozwalały oderwać mi się od aparatu. Ah, szkoda że takie chwile nie mogą trwać wiecznie.
Kiedy słońce schowało się już za horyzontem, zawróciliśmy w stronę schroniska, gdzie spędziliśmy naprawdę długą noc. Ale o tym to może lepiej nie opowiadać 😉
W każdym razie, po chyba 2 czy 3 godz. snu wstałam na wschód, na który prawie się spóźniłam, a to, że nie obudziłam co niektórych, będzie mi wypominane chyba jeszcze naprawdę długo L I niestety nie pomogło to, że wschód, w odróżnieniu od zachodu nie był szczególny. Po prostu – słońce wzeszło.
Po kolejnych kilku godzinach snu i zjedzeniu mistrzowskiego śniadania – czyli zupki chińskiej popitej zimnym piwkiem na zatłoczonym tarasie przed schroniskiem ruszyliśmy na szlak.
Na pierwszym przystanku – na Hali Długiej mieliśmy sporo towarzystwa – stadko owiec otoczyło nas ze wszystkich stron przegryzając zieloną trawkę, a my w ich otoczeniu popijaliśmy przepyszną żentycę. Przywieziona do domu średnio smakuje. Ale wypitą pod bacówką – uwielbiam. Oscypki stamtąd również przepyszne. Jedyny minus – są droższe niż w innych miejscach, jak chociażby w bacówce na Przełęczy Snozka w Pieninach, gdzie na ogół się w nie zaopatrujemy.
Po drugim śniadaniu (tym razem naprawdę zdrowym) ruszyliśmy dalej, jednak droga szła nam naprawdę opornie. Nie wiem czy kiedykolwiek tak się wlokłam w górach i marzyłam, żeby być już przy aucie. I nie pomagało nawet to, że pogoda naprawdę była cudowna.
Kiedy dotarliśmy do Jaworzyny, na której przesiedzieliśmy dłuższą chwilę, zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie skrócić sobie drogi i nie zrezygnować z przejścia przez Gorc. Jakoś 4 godz. na szlaku w tym momencie nie bardzo nas pociągały. Ostatecznie ruszyliśmy ścieżką rowerową, pomimo że w tym momencie była zamknięta i tylko mieliśmy nadzieję, że nikt nas nie cofnie.
Początkowo szliśmy zwykłą ścieżką, która bardzo szybko zmieniła się w szutrową drogę i ciągle biegnąc w dół, bez przeszkód i niespodzianek doprowadziła nas do Lubomierza.
I choć nasza droga nie przebiegła tak jak była zaplanowana, a zejście z Turbacza było dość ciężkie, to te dwa dni w Gorcach wspominam naprawdę bardzo dobrze. A na wieżę widokową na Gorcu jeszcze dotrę i myślę, że dobrym pomysłem będzie poczekanie na zimę i wtedy ponownie Gorce – z noclegiem na Turbaczu 🙂
Turbacz choruje!
hmm… nie wiem co mam myśleć o tym komentarzu. może wyjaśnisz dokładniej co masz na myśli?
okrutnie mi się te Gorce spodobały, myślisz, że z trójka maluchów na plecach dałabym radę ?
myślę że Twoja starsza dwójka maluchów to by sama dała radę, bo jakoś nie potrafię sobie Ciebie wyobrazić z całą trójką na raz na plecach hahahah 😉
a tak całkiem poważnie – cały szlak do przejścia z dziećmi w jeden dzień – nie ma szans, ale z rozłożeniem na dwa – już prędzej. ale zawsze można wybrać łatwiejszy i krótszy szlak jak np. z Nowego Targu czy z Koninek (pierwszy kawałek wyciągiem). zaplanować jakiś w miarę łatwy szlak? 🙂
Przepiękne widoki!
Uwielbiam zachody słońca.. i góry! Niestety jak dotąd widziałam je tylko z dołu, jednak mam nadzieję, że dane mi będzie w najbliższym czasie podziwiać takie widowisko ze szczytu, bo patrząc na zdjęcia, musi być naprawdę niesamowicie!
Tylko pozazdrościć takiej wycieczki 😉
jest niesamowicie i to bardzo. chociaż ogólnie wolę wschody, to tym razem akurat zachód powalił na kolana. jest jakaś magia w obserwowaniu słońca wynurzającego się lub chowającego za horyzontem a więc bardzo polecam!
Tak mi sie ten opis spodobał, ze chciałbym taka trasę sam zrobic, pięknie dzieki Paulina 🙂
polecam, polecam 🙂 sama mam w planie powtórkę, tylko że zimą
To może zabiorę się z Wami??, to takie bardziej życzeniowe niż możliwe, ale wiem, że byłoby sympatycznie ?
zapraszam jak najbardziej 🙂 byłoby miło!
Przepiękne zdjęcia!! 🙂
Pozdrawiam serdecznie