Czy może być coś piękniejszego niż czerwone wschodzące słońce i Połonina Caryńska – na dobry początek dnia? I tym razem nie planowany wyjazd, nie wędrówka po szlaku przez cały dzień, a spontaniczny wypad, na parę chwil, na moment, żeby złapać pierwsze promienie słońca, żeby nacieszyć się tą ciszą w górach i chłonąć ich niesamowitą atmosferę.
Mam to szczęście, że praca w domu pozwala mi na spontaniczny, krótki wypad, nawet w środku tygodnia. Chociaż nie powiem, że byłam zbyt szczęśliwa, gdy budzik zadzwonił mi w sierpniową, czwartkową noc trochę po północy. Częściej o tej porze kładę się spać niż wstaję. Cicho opuściłam cieplutkie łóżko, nie budząc Krzyśka – niestety niektórzy muszą iść do pracy – i po szybkim ogarnięciu siebie i plecaka wyszłam na zewnątrz – w cichą, ciemną noc. Droga do celu – na Przełącz Wyżniańską, gdzie umówiłam się z Robertem – pomimo że miałam do pokonania 115 km – minęła mi szybko i o dziwo bezsennie 😉
Ruszyliśmy we dwójkę w ciemny las i choć nie mogę powiedzieć, że nie miałam żadnych obaw i lęków, to jednak muszę przyznać że nie była to taka panika, jaką odczuwałam wędrując pierwszy raz w dwie osoby na wschód słońca – na Tarnicę. Nawet oczy świecące w trawie nie przeraziły mnie jakoś szczególnie. Obstawiałabym że to ryś czaił się w zaroślach, ale pewna nie jestem. Chyba faktycznie z czasem da się oswoić własne lęki. Chociaż sama w życiu bym nie poszła. Nie ma szans! 😉
Na najwyższy punkt połoniny dotarliśmy szybko, sprawnie i dość wcześnie – do wschodu mieliśmy jeszcze prawie godzinę. Ale jaka cudowna to była godzina. Kiedy tak siedzieliśmy, w budzącym się powoli dniu i obserwowaliśmy cudowne kolory na wschodzie i coraz bardziej jaśniejące niebo.


Słońce pokazało się nam nad horyzontem coś ok 5:23. I to jakie! Tak czerwonego słońca nie miałam jeszcze okazji oglądać. Było cudowne! Stałam urzeczona tym cudem nie mogąc się zdecydować czy po prostu podziwiać, czy jednak podziwiać przez wizjer aparatu.




Patrząc obiektywnie, sam wschód jako taki można zaliczyć do przeciętnych, jednak niesamowicie czerwone słońce, nowa, bardzo fajna znajomość i w ogóle możliwość bycia na szczycie w tym niesamowitym momencie sprawiły, że byłam zachwycona i uradowana. Pomimo pobudki po 3 godz. snu, konieczności przejechania w sumie 230 km, własnych lęków w ciemnym lesie i tak naprawdę bardzo krótkiego czasu w górach zdecydowanie było warto! Bo nic nie jest w stanie przebić uczucia jakie rodzi się w momencie, gdy słońce wynurza się ponad horyzont.

Kiedy słońce wzeszło już dość wysoko, a my narobiliśmy całe tony zdjęć ruszyliśmy powoli szlakiem w kierunku Brzegów Górnych, gdzie zostawiliśmy jedno auto. Powoli, bez pośpiechu schodziliśmy w dół ciesząc się ciszą jaka nas otaczała – w sumie spotkaliśmy zaledwie dwie osoby wędrujące do góry, kiedy my byliśmy już prawie przy parkingu. Choć może też i nie jest to dziwne – do samochodu zeszliśmy coś ok 8 rano. Idealna pora, żeby wybrać za cel kolejny szczyt i ruszyć na szlak. Niestety w domu musiałam być najpóźniej o 11, pożegnałam więc Roberta, wsiadłam w samochód i uszczęśliwiona cudnym powitaniem dnia opuściłam Bieszczady.

Połonina Caryńska praktycznie
Długość trasy – 5 km
przewyższenie – zaczynając na Przełęczy Wyżniańskiej – 417 m do góry, 535 m w dół
czas przejścia wg mapy – 2 godz.
trudność – łatwy. Naprawdę łatwy. Nawet osobom ze słabą kondycją i nie zaznajomionym z górami nie powinien sprawić problemów. W końcu wcale nie trzeba go przejść w czasie określonym przez mapy 😉

To była świetna wycieczka w super atmosferze, raz jeszcze dziekuje a wpis podbnie jak cały blog rewelacyjny ???♂️?
zgadzam się, było naprawdę super!
a co do wpisu i bloga – dzięki, miło mi bardzo 🙂
Wschody słońca są wyjątkowe i zazdroszczę tak rozpoczętego dnia w środku tygodnia 🙂 Wędrowanie po zmroku czy też przed świtem również nie należy do moich ulubionych aktywności, ale by zobaczyć taki spektakl warto się przemóc. Do zobaczenia na szlaku!
No cóż, zdecydowanie rozumiem niechęć do chodzenia w nocy po lesie, ale niestety (a może raczej stety?) Wschody i zachody na szczycie mocno uzależniają i warto się poświęcić 🙂